czwartek, 8 października 2015

Był taki dzień w moim życiu, kiedy zaczęłam wierzyć w cuda.

Wybaczcie ten dość patetyczny tytuł, ale właśnie dokładnie tak ze mną było: zaczęłam wierzyć w cuda i to tuż przed Gwiazdką :-) Zatem rozumiecie: świąteczna atmosfera, zapach choinek, iluminacje świąteczne, śnieg, a ja  mam nagle objawienie... Chociaż objawienie nie było za bardzo duchowe, bardziej fizyczne. Ja po prostu tego dnia zaczęłam widzieć! Widzieć z ostrością żylety :-)


Przed tym pamiętnym dniem, mój świat składał się z takich obrazów jak powyżej (oczywiście mowa tu o lewej stronie obrazka). Zaczęłam tracić wzrok jako nastolatka i to dość szybko, aż doszłam do stanu - 6 dioptrii. Noszenie okularów było dla mnie koszmarem. Bolała mnie głowa (teraz już wiem, że miałam źle dobrane szkła w stosunku do wady), więc nosiłam je sporadycznie: do szkoły i gdy oglądałam telewizję. Często idąc ulicą, mijałam znajomych bez słowa, bo nie byłam ich w stanie rozpoznać.
Potem zaczął się etap soczewek kontaktowych. Gdy moje oczy już się przyzwyczaiły do ciała obcego - byłam zachwycona! Wygodnie i do tego wreszcie 'przejrzałam na oczy'!!! Dosłownie. Niestety, mój stan euforii trwał krótko. Po trzech miesiącach zaczęłam mieć ogromne problemy z oczami. Pulsowanie, ból, podrażnienie. Czułam się tak, jakbym miała... za duże oczy. A te nieszczęsne soczewki zaczęły mi z oczy wypadać! Wyobraźcie sobie, że wędrowałam kiedyś przez miasto podczas bardzo wietrznej pogody i wywiało mi soczewki z oczu :-)
Zaczął się wyścig po specjalistach, którzy niewiele potrafili pomóc.
Wreszcie trafiłam na odział okulistyczny Uniwersyteckiego Centrum Okulistyki i Onkologii w Katowicach. Badania trwały cały dzień, ale wreszcie było wiadomo, co mi jest: za wysokie ciśnienie w oku, przez co nastąpił wylew krwi do ciałka szklistego.
Zaczęło się leczenie, które trwało rok. Po tym czasie zakwalifikowałam się na korektę laserową wzroku!

Najpierw robiono mi lewe oko, a po tygodniu miałam wrócić do szpitala na zabieg prawego.
Nie będę tu opisywać całego zabiegu, bo i tak od tego czasu technika się zmieniła. Grunt, że pierwszy raz obawiałam się, że (wybaczcie trywializm) posikam się z bólu i ze strachu :-) Ale nie martwcie się, niedawno koleżanka była na podobnym zabiegu i w ogóle nie odczuwała bólu - jak mówię, technika poszła do przodu :-)
Cały zabieg trwał może z 15 min i był to taki koszmar, że już wtedy postanowiłam, że z drugim okiem do nich nie wrócę! Koniec! Nie chcę przeżywać tego po raz kolejny!!!!

I WTEDY ZDARZYŁ SIĘ CUD!

Może nie dokładnie wtedy, bo dwa pierwsze dni odreagowywałam głupiego jasia i spałam całe dnie. Trzeciego dnia leżałam w łóżku, ciągle lekko zamroczona i bezmyślnie wpatrywałam się w obraz w telewizorze. Ale czułam ogromny dyskomfort i nie wiedziałam, w czym rzecz. Zamknęłam lewe oko, które troszkę mnie bolało po zabiegu. Następnie zamknęłam drugie, prawe oko, jednocześnie otwierając lewe i to wtedy właśnie doznałam prawdziwego cudu! Widziałam na lewe oko!
Od tej pory nie mogłam się już doczekać terminu zabiegu na drugie oko!
A potem już było tylko lepiej i ogromną satysfakcję miałam podczas każdej kontroli u okulisty, gdy bez trudu odczytywałam najmniejszy rządek literek na tej podświetlanej tablicy.
Nawet na pamiatkę tego wydarzenia, kupiłam sobie taki oto kinkiet:


A piszę Wam o tym wszystkim dlatego, że dzisiaj odchodzimy Światowy Dzień Wzroku! Nie pamiętam nazwiska lekarza, który mnie w tym czasie leczył, a następnie przeprowadził zabieg, ale gdybym miała okazję, chciałabym mu jeszcze raz bardzo, bardzo podziękować za to, co dla mnie zrobił, że przywrócił mi kolory i kształty, i że to właśnie dzięki niemu od wielu lat wykonuję zawód grafika komputerowego i nic nie umknie mojemu sokolemu oku :-)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za Wasze komentarze :-)