SwiatłanaAleksijewicz dostała literacką nagrodę Nobla!
Swietłana Aleksijewicz Foto: PAP/EPA/TATYANA ZENKOVICH
|
Przeważnie jest tak: w
październiku komitet przyznaje nagrodę autorowi/autorce X. Często to nazwisko
słyszę po raz pierwszy. Czasem już znam autora z nazwiska, ale nie jego/jej
książki. Staram się więc jakąś przeczytać. Idę do biblioteki. Przeważnie
książki noblisty w bibliotece już są, ale na podobny pomysł wpadło więcej osób.
Można się tylko zapisać w kolejkę. Z reguły jestem dwudziesta któraś i na
książkę muszę poczekać rok. Piszę więc list do Świętego Mikołaja i proszę o
książkę pod choinkę. I zawsze dostaję J
Potem
poświąteczne wieczory spędzam z lekturą. Tak było z Imre Kertész, Doris Lessing, Alice Munro. Wstyd
przyznać, ale po wiersze Szymborskiej sięgnęłam też dopiero, gdy dostała Nobla.
Często po lekturze pierwszej książki zakochuję się w autorze/autorce. I czytam
kolejne. Ale nie zawsze. Czasem męczę książkę i oddycham z ulgą, gdy się
skończy. I po następną już nie sięgam.
W tym roku jest
inaczej. Chyba po raz pierwszy dobrze znam książki laureatki Nagrody Nobla.
Pierwszą – Wojna nie ma w sobie nic z
kobiety – przeczytałam kilka lat temu. I do dziś nie mogę o tej książce
zapomnieć.
II wojnę światową
wszyscy dobrze znamy. Wychowaliśmy się na opowieściach o wojnie. Na filmach
typu „Czterej pancerni i pies”, czy „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”.
Także opowieści rodzinne często dotyczą wojennych wspomnień dziadków, które są przekazywane
są z pokolenia na pokolenie.
W przekazach
przeważnie źli Niemcy napadli na dobrych Polaków. Ci dzielnie walczyli. Cały
naród zjednoczony, współpracujący – przeciw jednemu wrogowi. Wiem, wiem, trochę
upraszczam. Ale przyznajcie, że dominujący przekaz dotyczy bitew, potyczek,
strat i bohaterstwa. Dużo rzadziej dnia codziennego.
Książka Aleksijewicz pokazała mi wojnę z
zupełnie innej strony, oczami kobiet. Były w czasie wojny sanitariuszkami, ale
też strzelcami wyborowymi czy saperkami. Nie miały żadnej taryfy ulgowej.
Robiły to samo, co mężczyźni. Bo trudno uznać, że gdy drobna sanitariuszka musi
znosić z pola walki, spod ostrzału, rannych kolegów, z których każdy waży dużo
więcej od niej, to jest to czynność łatwiejsza i bezpieczniejsza! .Ale
opowiadały też o tym, jak marzyły. Jedna o czystej bieliźnie. Inna o
pantofelkach, które zapamiętała sprzed wojny. I o kąpieli w ciepłej wodzie. I
jeszcze o pomalowaniu ust szminką i zakręceniu loków. I jak nawet w męskich
mundurach i kalesonach (damskich wersji ubrań nie przewidziano) walczyły o
swoją kobiecość. Jakie to było dla nich ważne!
A po wojnie… Bohaterki książki
Aleksijewicz myślały, że najgorsze już za nimi. Ale wojna nie dała o sobie
zapomnieć. Inni nie dalia. Bo żołnierki były upokarzane, uważane za łatwe
(przecież tyle czasu obcowały z obcymi mężczyznami, nie mogły się dobrze
prowadzić), izolowane.
Mężczyźni dostali medale i
zostali bohaterami narodowymi. Kobiety otrzymały łatkę frontowych dziwek, i
żeby dalej funkcjonować w społeczeństwie musiały zapomnieć i zataić część
swojej historii. Taka dziejowa sprawiedliwość!.
Książka
odpowiedziała mi na wiele pytań, które zawsze chciałam zadać (także dziadkom),
ale się wstydziłam. Bo to dalej jest temat tabu. I pokazała jeszcze straszniejsze oblicze
wojny.
Tej książki nie da się przeczytać
na raz. Wzbudza zbyt dużo emocji. Ale i zapada na długo w pamięć. Więc gdy ktoś
na facebooku pyta, czy warto sięgać po tę książkę, odpowiedź jest tylko jedna.
Oj WARTO. Zdecydowanie warto.
***
Opis książki z empik.com:
"Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" była gotowa już w 1983 roku.
Dwa lata przeleżała w wydawnictwie. Autorkę oskarżono o "pacyfizm,
naturalizm oraz podważanie heroicznego obrazu kobiety radzieckiej". W
okresie pieriestrojki książka prawie jednocześnie ukazywała się w
odcinkach w czasopiśmie "Oktiabr" i "Roman-gazietie" oraz została wydana
w dwóch wydawnictwach: "Mastackaja Litieratura" oraz "Sowietskij
Pisatiel". Łączny nakład wyniósł prawie dwa miliony egzemplarzy.
Na podstawie książki powstał cykl filmów dokumentalnych, wyróżniony m.in. Srebrnym Gołębiem na Festiwalu Filmów Dokumentalnych i Animowanych w Lipsku. Jegor Letow, założyciel i wokalista legendarnego rosyjskiego zespołu punk rockowego "Grażdanskaja Oborona", napisał piosenkę zainspirowaną książką Aleksijewicz.
Na podstawie książki powstał cykl filmów dokumentalnych, wyróżniony m.in. Srebrnym Gołębiem na Festiwalu Filmów Dokumentalnych i Animowanych w Lipsku. Jegor Letow, założyciel i wokalista legendarnego rosyjskiego zespołu punk rockowego "Grażdanskaja Oborona", napisał piosenkę zainspirowaną książką Aleksijewicz.
Wydawnictwo: | Wydawnictwo Czarne | ||
Data premiery: | 2010-11-03 | ||
|
|||
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za Wasze komentarze :-)