W jednej z poczytnych gazet (wersji internetowej) natknęłam się
ostatnio na tekst:
Święto Zmarłych? Nie jeżdżę na groby i nie mam zamiaru
Dowiedziałam się, że Święto Zmarłych to:
- masowe, sterowane kalendarzem okazywanie uczuć.
- konieczność kupowania badziewia
- okazja do oceniania,
oglądania, porównywania bliźnich
- polska dulszczyzna
Przecież Święto Zmarłych to okazja właśnie do zwolnienia,
zatrzymania się na chwilę i do refleksji nad swoimi korzeniami.
W mojej rodzinie to dzień, w którym trzy pokolenia razem
wybierają się na groby swoich przodków. I najstarsi opowiadają najmłodszym o
tych, których już nie ma. I to są bardzo barwne opowieści. Często zresztą
związane z historią Polski. (W Warszawie to szczególnie historie związane z II
wojną światową i Powstaniem Warszawskim. Niemal każda rodzina straciła wtedy
kogoś bliskiego.)
Wygląda to tak: przechodzimy cały cmentarz (czasem to kilka
kilometrów) i w tym czasie słuchamy, słuchamy, słuchamy. A senior rodu
opowiada…Nic nie jest wtedy przemilczane. Sama znam te historie, a jednak
chętnie ich słucham po raz kolejny. O zdradach, tragediach, kłótniach, ale i
wielkich miłościach – wszystko jak w powieści.
Tak jest nie tylko w mojej rodzinie. Gdy dobrze się
wsłuchuję, słyszę podobne opowieści o nieznanych osobach, które przypadkiem
leżą koło moich bliskich.
Do tego trzeba dodać przysmaki, które je się raz do roku.
Pańska skórka. Skleja buzię, pewnie jest niezdrowa (ale pewności nie mam. Nigdy
nie udało mi się zrobić pańskiej skórki domowym sposobem). Ale kojarzy się
właśnie z tym dniem, i z dzieciństwem.
A najbardziej lubię cmentarze późnym wieczorem i nocą.
Wszystko wtedy wygląda inaczej. Zapalone znicze tworzą niesamowita atmosferę.
Jest pięknie!
Nie wiem jak Wy, ale ja nie zamieniłabym Święta Zmarłych na
żadne Haloween.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za Wasze komentarze :-)