Już są. W sklepach, na wystawach, na ulicach. Mikołaje.
Choinki. Bombki. Światełka. Renifery.
Jeszcze kolęd nie słyszałam. Ale myślę, że już wkrótce…
I w związku z tym zaczęłam myśleć o prezentach świątecznych.
Dostaję czasem prezenty, które ogólnie, mówiąc nie wzbudzają we mnie
entuzjazmu. I zastanowiłam się, co chciałabym dostać. I już wiem. Książkę.
Kucharską. Wiem, że nie jest niezbędna. Ale zgodnie z teorią Marii Kondo
(Pamiętacie Magię sprzątania?) z pewnością przyniesie mi radość.
W księgarniach książek ci dostatek. Najbardziej
zainteresowały mnie takie:
1. Qmam kasze, czyli powrót do korzeni:
Potrzebuję inspiracji. Kasze są zdrowe. I łatwe w przyrządzaniu (chyba). Więc może uda mi się urozmaicić domowy jadłospis.
2. Jerozolima. Książka kucharska:
Czasem dobrze jest udać się w podróż. A częścią podróży
zawsze są nowe potrawy. A zimą, kiedy nie chce się człowiekowi ruszać z
ciepłego domu – wystarczy wybrać coś smakowitego (najlepiej ze zdjęć, człowiek
je oczami) popichcić trochę … i już jesteśmy w Jerozolimie!
3. Jaglany detoks:
Już kilka razy próbowałam przyrządzić potrawy z kaszy
jaglanej. Jak dotąd – porażka. A podobno to jest królowa polskich kasz. Może
uda mi się do niej przekonać?
4. Dzika kuchnia:
Ta książka fascynuje mnie szczególnie. Jedliście kiedyś
mlecze? A tatarak? A czeremchę? I inne chwasty? A podobno to jest pyszne.
Bardzo chciałabym doświadczyć nowych smaków!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za Wasze komentarze :-)