Na dworze zimno. Szybko robi się ciemno. Pogoda nie zachęca do
wieczornych spacerów. To wymarzona pora na dobra kino. Trzeba zawinąć się w
kocyk, położyć na kanapie i wybrać odpowiedni film.
Ach, zapomniałam. Niezbędna jest jeszcze dobra herbata. Ja najbardziej
lubię imbirową, ale jak wolicie inną, proszę bardzo.
To jest zdecydowanie film slow. Po pierwsze, trwa prawie 3 godziny. Po
drugie – powstał jako niezwykły artystyczny eksperyment. Reżyser wybrał
aktorów, w tym chłopca, który właśnie rozpoczynał edukacje w szkole. I przez
następnych 12 lat spotykał się z ekipą dwa razy w roku i kręcił kilka scen. Tak
powstał niezwykły film o dorastaniu.
Jedna z pierwszych scen: mama odbiera pierwszaka ze szkoły. W szkole
nauczycielka poskarżyła się na zachowanie 6-latka. Teraz w samochodzie tłumaczy
mamie, że:
- prac domowych nie oddał, bo pani nie powiedziała mu, że powinien je
oddać. Leżą sobie więc spokojnie zgniecione w tornistrze.
- to nieprawda, że specjalnie zepsuł temperówkę nauczycielce. Po prostu
włożył tam kamienie, bo chciał je zatemperować!
- to nieprawda, że CAŁY czas gapi się w okno. Czasami spojrzy na klasę J
Czyż nie urocze?
Potem problemy stają się poważniejsze: na miarę podstawówki, potem
gimnazjum i liceum. A nawet bardziej. Bo i życie bywa skomplikowane.
Czy jest happy end? No nie wiem. Mały chłopiec dorasta, robi maturę i
wyjeżdża na studia. Zaczyna dorosłe życie. I jest szczęśliwy. Więc chyba jest.
A dla matki? Dla matki to jeden z najgorszych dni w życiu. Zostaje sama.
Pamiętam jak prowadziłam moje dziecko do szkoły do pierwszej klasy. I
po odebraniu prowadziłam bardzo podobne rozmowy jak filmowi bohaterowie. A czas
wcale nie jest slow. Mam jeszcze trochę czasu… Ale mam też świadomość, że moment,
kiedy moje dzieci wylecą z gniazda, zbliża się nieubłaganie.
Jak się na to przygotować?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za Wasze komentarze :-)